O argentyńskim hiszpańskim, zwanym Rioplatense, mówiłem już wcześniej na moim blogu w dwóch wpisach. Opisałem w nich charakterystyczne cechy oraz zwroty argentyńskiej mowy.
Dzisiaj przedstawię wam słowa z trochę innej beczki. Będą to słowa z życia codziennego, które w Argentynie różnią się od tych używanych w pozostałych regionach hiszpańskojęzycznego świata.
Medios de transporte
Wyobraź sobie, że mieszkasz w Buenos Aires ze swoją dziewczyną. Jest piątkowe popołudnie. Chcecie dostać się z punktu A do punktu B. Potrzebna jest wam do tego karta SUBE, którą raz kupioną trzeba doładowywać, oraz jakiś środek transportu.
Wybór pada na autobus. Podczas gdy w Hiszpanii mówią autobús, w Argentynie to colectivo albo bondi. Na colectivo czekasz na chodniku, czyli vereda (Hiszp. acera).
Kiedy podjeżdża colectivo, po vereda zbliżasz się do wejścia. Wyjmujesz kartę SUBE ze swojego billetera (Hiszp. cartera), czyli portfela, po czym wsiadasz do colectivo.
Frutas
Punktem B w naszej historii jest centrum handlowe. Najpierw zakupy spożywcze. Lista zakupów jest długa, figurują na niej natomiast trzy interesujące nas produkty. Truskawki, awokado oraz masło orzechowe. W Hiszpanii szukałbyś fresas, aguacates oraz mantequilla de cacahuate. Ale w Argentynie truskawka to frutilla, awokado to palta, a masło orzechowe nie jest z cacahuate, tylko z maní!
Już tłumaczę!
Frutilla to bardzo mały owoc (Fruta + illa [przyrostek zdrobniający]). A jak wiemy truskawki do wielkich nie należą.
Palta i maní zawdzięczają swoje pochodzenie językom rdzennej ludności Ameryki, tak samo jak cacahuate oraz aguacate. Te używane w Hiszpanii pochodzą z języka nahuatl, natomiast palta z języka quechua, który był głównym językiem imperium Inków, a maní z języka taino, ludu zamieszkującego niegdyś Karaiby.
La ropa
Zakupy spożywcze zakończyły się sukcesem. Udało wam się uporać z regionalnym nazewnictwem owoców. W nagrodę stwierdziliście, że czas kupić sobie jakieś nowe ubrania.
Choć nie przepadacie za chodzeniem po sklepach, każde z was wybrało dla siebie po jednym artykule. Twoja dziewczyna kupiła sobie una bombacha (bielizna kobieca, Hiszp. braga), a ty una remera (koszulkę, Hiszp. camiseta).
Pava y micro
Po powrocie do domu wypakowaliście całe zakupy. Włożyliście frutilla, palta i mantequilla de maní do lodówki, a remera i bombacha do pralki, w końcu ubrania świeżo ze sklepu trzeba najpierw wyprać.
W końcu nadeszła chwila relaksu, po argentyńsku, zatem przy akompaniamencie yerba mate. Do yerby potrzebna jest gorąca, niewrząca woda. Wodę zaparzysz w pava (czajniku, Hiszp. hervidor).
Pijąc yerbę zaczęliście się zastanawiać czy może nie pojechać na dniach do Mar del Plata. Tylko jak tam się dostać? Colectivo to autobus miejski. Do dłuższych przejazdów służy micro (krótka forma od microbús). Przejazd w jedną stronę 6 godzin, ale stwierdziliście, że i tak to dobry pomysł. Warto czasem spędzić czas na plaży i uciec od miejskiego zgiełku.
To na tyle w dzisiejszym wpisie. Jako że słów łatwiej uczy się z kontekstu, spróbowałem zawrzeć je w historyjce, używając każdego słowa co najmniej parę razy. Co sądzisz o takim formacie?
Jeśli spodobał Ci się wpis, zapraszam Cię na moją stronę na facebooku, dzięki której dowiesz się kiedy opublikuję następny post!
Ten post ma 6 komentarzy
Bardzo ciekawy artykuł. Oglądałam dużo filmów argentynskich i wszystkie te słowa słyszałam w użyciu. Akcent uwielbiam, chociaż wiem, że w Hiszpanii sie z niego podsmiewują. Moim marzeniem jest pojechać do Baires. Pozdrawiam serdecznie,
Bardzo dziękuję za komentarz! 😉 Ja też uwielbiam argentyński akcent. Ma swojego rodzaju urok, który zawdzięcza swojej melodyczności oraz magicznemu „sheísmo”. To jak brzmi dla nas dany akcent to kwestia przyzwyczajenia. Niestety wciąż można spotkać się z zarozumiałością niektórych Hiszpanów w sprawach językowych wynikającą z żywych jeszcze „kolonialnych” sposobów postrzegania przez nich świata oraz braku faktycznej wiedzy. Mam jednak nadzieję, że są to poglądy mniejszościowe. Pozdrawiam! 🙂
Śmianie się z innych akcentów to norma. W Argentynie robią sobie jaja z hiszpańskich akcentów. Takie to życie. 😉
Warto wspomnieć, że tutaj nikt też nie mówi plátano czy piña, lecz banana y ananá. Jak z rozpędu użyjesz klasycznego słownictwa, mogą cię nawet nie zrozumieć.
Hej Kuba! Dzięki za podzielenie się z nami owocowymi odpowiednikami.
Z tą drugą kwestią nie chodziło mi po prostu o śmianie się, żarciki itd., bo tak jak mówisz jest to normalne i każdy musi żartować z czegoś. Po prostu czasem Hiszpanie mają naprawdę dziwne spojrzenie na język hiszpański i nie ogranicza się ono do żartów, lecz do radykalnych pseudonaukowych stwierdzeń, z których wynika, że hiszpański kontynentalny, ten z rejonu Madrytu to jedyny poprawny sposób mówienia, i że Madrileños „nie mają akcentu”, a cała reszta świata mówi źle. Jest to oczywiście radykalne spojrzenie, ale silnie propagowane na internecie. Może to wprowadzić wiele osób, które uczą się tego języka w błąd.
Co ciekawe, z moich obserwacji ze studiów, z pracy, wynika, że ludzie, którzy się uczą hiszpańskiego, zdecydowanie wolą amerykańską odmianę. A Hiszpanie, o których mówisz, brzmią jak radykałowie monarchiści. 🙂
W Hiszpanii mówi się jednak na orzechy cacahuEte, cacahuAte to wersja meksykańska. Zawsze myślałem, że to jedno i to samo.